Kacper Gazda: zaczynałem od Qt developmentu dla małej firmy w Lublinie

Milo Team

Milo Team

Wstęp

Skąd wzięła się nazwa Milo i dlaczego jeden z klientów chciał zburzyć naszą firmę, a inny groził milionowymi karami? Kto jest autorytetem naszego prezesa i dlaczego ma wywieszoną kartkę: “Słuchaj Agaty?” - na te i inne pytania odpowiedział nasz CEO, Kacper Gazda, rozpoczynając cykl wywiadów na 10 rocznicę.

W artykule przeczytasz:

Skąd się wzięła nazwa firmy Milo?

Milo z języka greckiego, to jabłko. Chcieliśmy użyć Apple, ale oczywiście było zajęte. Tłumaczenia w innych językach mnie nie przekonywały, a “milo” było krótko i profesjonalnie.  

Jak wyglądały początki firmy?

Na początku pracowałem sam jako developer. Później do firmy dołączył Michał Iskierko, który był pierwszą osobą zatrudnioną w Milo. Obaj pracowaliśmy przy projekcie, tworząc development. Następnie zatrudniliśmy stażystów, w zasadzie byli oni jednymi z pierwszych z branży w Lublinie. Ukłon w stronę Michała - Michale, dzięki za te wszystkie lata! 

Gdzie pracowałeś, zanim założyłeś Milo?

Zaczynałem od małej firmy w Lublinie, dla której robiłem C++ oraz Qt Development razem właśnie z Michałem Iskierko. Następnie był freelancing online dla firm ze Stanów Zjednoczonych. Większym krokiem było wyprowadzenie się z Lublina i praca w Samsungu. Jednocześnie oprócz tego, realizowałem też dodatkowy projekt z Michałem. I tak po roku pracy w Samsungu najpierw powstało Milo, jako moja prywatna spółka, która przekształciła się w firmę.

Najzabawniejsza sytuacja z klientem?

Sytuacje, które kojarzą mi się z klientami, to raczej takie, które były dziwniejsze, nieprofesjonalne, niż zabawne. Miałem klienta, któremu zwróciłem uwagę, gdy nie zapłacił za fakturę, a ten odpowiedział, że jestem jak pies chihuahua i cały czas szczekam, a i tak nic nie zrobię. To był jeden z takich klientów, z kategorii: agresywny. Byli też tacy klienci, którzy najpierw uważali, że Milo jest najgorszą firmą na świecie, po czym dziękowali, że spotkali nas na swojej drodze. To ci z kategorii: rozchwianych emocjonalnie. Pamiętam też klienta, który straszył mnie osobiście, że przyjedzie do Lublina i zniszczy całą firmę.  Sytuacje były naprawdę różne, na pewno bardzo negatywne, a nawet straszne, bo jak traktować słowa jednego z klientów, gdy przy zakładaniu firmy masz dwie osoby na pokładzie, a straszą cię karą w wysokości dwóch, czy pięciu milionów euro. Szczególnie gdy klient pochodził z branży finansowej. W rezultacie okazywało się, że ludzie dużo mówili, a mało robili.

Kacper-Gazda.jpg

Dlaczego branża IT?

To jest dobre pytanie! Mieszkając na wsi, pracując ze swoimi rodzicami, to nie było jakichś większych perspektyw na pracę w IT. Ale wszystko zmieniło się, gdy dostałem pierwszy komputer i trochę bardziej zainteresowałem się grami. Później, jak zwykle to bywa, zacząłem zastanawiać się, jak te gry się buduje. W rezultacie okazało się, że nie interesuje mnie to w ogóle (śmiech), ale zafascynowało mnie IT, jako branża i technologia. Stąd padł wybór na Politechnikę Lubelską i studia w tym kierunku, a później pracę. Pomimo tego, że obecnie już nie programuję, to szeroko rozumiana technologia w różnych sektorach osobiście bardzo mnie interesuje. Dlatego też staram się zarazić tymi zainteresowaniami wszystkich w firmie.

Zaczynałeś jako programista, teraz zarządzasz firmą. Nie brakuje ci tego?

Teraz już nie. Ale w sytuacji, kiedy pracowaliśmy z Michałem najpierw we dwóch, później zatrudniłem kilka osób i było około dziesięciu developerów, to zauważyłem, że ktoś musi nadzorować całą pracę. Musiałem wybrać: albo mogę pracować dalej jako programista, zatrzymać skalowanie firmy i jej wzrost, albo zająć się sprzedażą, czy zarządzaniem, to był taki moment, kiedy było najtrudniej podjąć decyzję. I tak jeszcze przez rok, dwa zastanawiałem się, co by było gdybym wrócił do developmentu, ale dość szybko zauważyłem, że mamy w firmie po prostu dużo osób, które są mocne, które - mogę szczerze powiedzieć - że o wiele lepiej programują, gdy jeszcze ja to robiłem. Wyszedłem z założenia, że każdy musi realizować się tam, gdzie ma największą wartość. Ja, zarządzając tą firmą, na tym się skupiłem. Teraz z łezką w oku wspominam i mówię, że “byłem deweloperem”. Ci, którzy trochę dłużej są w firmie, śmieją się, że to było dawno, dawno temu, ale sentyment do programowania pozostał. Nadal jestem w stanie zerknąć w kod źródłowy i ocenić jego jakość, jednocześnie mogę ocenić czy zadanie zajmie 10, czy 100 godzin. 

Co uważasz za trudniejsze: wychowanie dzieci, czy prowadzenie firmy? 

Najtrudniejsze jest połączenie. Jedno i drugie ma swoje minusy i plusy, ale gdy próbuję się skupić na pracy, a jednocześnie mam dzieci w domu, szczególnie teraz w czasach pandemii, to ciężko zaangażować się na 100% w obu płaszczyznach. Cieszę się, że udało nam się połączyć jedno z drugim. Olbrzymią wartość i radość prywatnie daje mi rodzina, a jednocześnie mogę się realizować zawodowo w firmie. 

Twoja żona to jednocześnie Dyrektor Finansowa Milo. Jak pogodzić życie prywatne z zawodowym?

Tutaj chodzi oczywiście o Agatę, z którą razem prowadzimy firmę. Zawsze, gdy ktoś zadaje mi to pytanie, odpowiadam jednym zdaniem: wszystkie problemy z domu idą do pracy, a wszystkie problemy z pracy idą do domu. Działa to tak, że gdy dojdzie do kłótni w pracy, a nie jest się rodziną, to można wrócić do domu i mieć spokój. My natomiast, gdy nie rozwiążemy problemu czy to w pracy, czy to w domu, to żadne z nas nie ma spokoju. Wielkim plusem jest to, że znamy się z Agatką 16 lat. Żadne z nas nie ma wątpliwości co do zaangażowania we wszelkie kwestie. I mimo tego, że mamy różne zdania, to bardzo często jesteśmy w stanie wypracować kompromis. 

Kogo uważasz za największy autorytet?

To jest bardzo trudne pytanie, ale jest w moim życiu grupa osób, z którymi rozmawiałem i pamiętam te konwersacje lub takie sytuacje, które były dla mnie ważne. Osobą, która pozwala mi lepiej robić rzeczy, nad którymi pracuje, jest Agata, czyli moja żona. Wielokrotnie dochodziło do sytuacji, że nie zgadzałem się z jej zdaniem, po czym ostatecznie, to ona miała rację. Nawet teraz - możecie wierzyć lub nie - mam przyklejoną kartkę w widocznym miejscu z napisem “Słuchaj Agaty”. Coraz częściej okazuje się, że jej wkład jest super-ważny i moglibyśmy uniknąć wielu problemów, gdybym wykazywał więcej zainteresowania jej zdaniem. Obecnie, to ona jest moim największym autorytetem i wiele rzeczy uzupełnia, których ja nie jestem w stanie wykonać.

Kacper-Gazda-1.jpg

Za co najbardziej cenisz swoją firmę?

Personalnie, firma pozwala mi realizować wszystkie rzeczy, które chciałbym robić. Byłem programistą, następnie zająłem się bardziej sprzedażą, czy tak zwanym business developmentem, teraz z naszym zespołem trochę szkolę się marketingowo. Chciałem, żeby Milo było taką firmą, która uzupełni wszystko, to czego mi brakowało, gdy miałem okazję pracować czy to w korporacji, czy w małych startupach. Ani korporacja nie jest zła, ani dobre startupy nie są dobre. To jest trochę generalizowanie, ale uważam, że warto mieć taką firmę, w której ludzie chcą pracować. Jeżeli ktoś realnie spędza 8 godzin w ciągu dnia, czy 168 w ciągu miesiąca, to fajnie mieć i ludzi i atmosferę, do której miło się przychodzi. To był mój cel, żeby poza jakością, mieć takie miejsce, gdzie po prostu ludzie chcą pracować. 

Czy planujecie, żeby Milo było firmą rodzinną?

Na ten moment jeszcze o tym nie myślimy, ponieważ dzieciaki mają odpowiednio 6 lat i po 3 lata. Ale nie ukrywam, że czasami rozmawiamy z Agatą na ten temat, choć to strasznie trudne do zaplanowania. Na razie wychodzimy z założenia, że nasze dzieciaki, żeby w ogóle pracować z nami, to będą musiały spełnić - tak, jak wszyscy, którzy przychodzą do firmy -  pewne wymagania. Będą musiały mieć pewną jakość i odpowiednie zaangażowanie. Żadne z nich nie dostanie niczego za darmo. W przeciwnym razie nie byliby w stanie tego docenić.

Gdzie widziałbyś siebie za 5 lat?

Kiedyś powiedziałbym, że pięć lat, to dużo. Teraz z perspektywy czasu to minie dość szybko. Mam nadzieję, że moja rola w Milo będzie ciągle aktywna, bo realnie lubię - co często wam powtarzam - pracować wewnątrz firmy. Czasami jest dużo przyjemniejsza praca, niż z klientami, bo bezpośrednio się znamy i dobraliśmy się jako zespół. Mam nadzieję, że za pięć lat będziemy o dwa, trzy razy większą firmą, co nie jest skalą, a efektem naszych działań. Myślę, że mamy tak duży potencjał. W związku z tym, że nasza jakość się podnosi, klienci będą prosili o więcej pracy i zasięg naszej marki będzie coraz większy. Osobiście liczę na to, że będę miał to, czego nie mam teraz - dzieci, które są bardziej samodzielne, będę mógł się trochę więcej wysypiać i mniej pracować, bardziej nadzorować i patrzeć, jak wszyscy, którzy są na czele zespołów, się rozwijają, a także pomagać wam w pracy.

Gdybyś nie pracował jako programista, to gdzie byś był?

Muszę wrócić do czasów liceum, bo nie byłem mocny z matmy, co z reguły jest wyznacznikiem, kiedy ktoś chce pójść na studia programistyczne. Nie byłem też dobry ani z grafiki, czy rysunku, bo rysuje fatalnie. W zasadzie, jakby ktoś mi powiedział: “czego nie powinieneś robić w życiu?”, to odpowiedziałbym - rysować. Zastanawiałem się nad biologią, biotechnologią, czy ogólnie by być lekarzem. Byłem takim typowym kujonem. Miałem szóstkę z biologii i wyszedłem z założenia, że będę mógł wyuczyć się wszystkich rzeczy dotyczących budowy ciała. Fascynowały mnie też operacje - krojenie człowieka wydaje się ciekawe (śmiech). Reasumując, gdyby nie branża IT, to chciałbym pójść w stronę chirurgii - oczywiście, jeśli byłbym w tym dobry.

Udostępnij w social mediach

Wybierz sposób realizacji i wspólnie zacznijmy realizować Twój projekt

Wycena projektu
Cofnij